Jeśli chciałbyś komuś w dwóch słowach wytłumaczyć czym jest zaangażowanie, jest jeden na to sposób. Te słowa to: Mateusz Szumiński. Człowiek, który na długi czas opuścił swoją rodzinę i dotychczasowe życie, aby w kraju oddalonym o ponad 10 tysięcy kilometrów promować markę, z którą czuje się związany. W tym wywiadzie dowiemy się jak wygląda nastawienie Indonezyjczyków do obecnej, kryzysowej sytuacji okiem Ambasadora Selfmaker. Dowiemy się też, jak mieszkańcy tego kraju zapatrują się na możliwości, które daje automatyzacja.
MJ: Witaj Mateusz! Zacznijmy od kwestii, bez której ostatnimi czasy nie może obyć się praktycznie żadna rozmowa. Mowa oczywiście o pandemii koronawirusa. Jak sprawa wygląda w Indonezji?
MS: Niestety nie jest kolorowo. Indonezja jest krajem w dużej części słabo rozwiniętym, co ma spore przełożenie na niską wykrywalność i niezbyt zaawansowane procesy leczenia choroby. Składa się to na duży stosunek zgonów do zachorowań. Oczywiście rząd również tutaj podejmuje odpowiednie kroki, zamykając granice, ograniczając możliwość przemieszczania się, wyłączając z funkcjonowania poszczególne instytucje, przeprowadzając wyrywkowe badania lub udostępniając środki dezynfekujące w miejscach publicznych, jednak ze względu na sporą autonomię poszczególnych regionów, dużo zależy od władz i możliwości każdej z prowincji.
Ta sytuacja ma pewnie przełożenie na nastroje społeczne? Jak ludzie radzą sobie z kryzysem epidemiologicznym, ale również z tym gospodarczym, który wydaje się być nieuchronnym następstwem?
Nie chcę, żeby źle to zabrzmiało, ale obserwując tutejszą ludność można odnieść wrażenie, że takie kryzysy jak obecny, nie robią na nich tak dużego wrażenia, jak na reszcie mieszkańców naszej planety. Może to wynikać z faktu, że historia Indonezji jest bardzo bogata we wszelkiego rodzaju kryzysy, zarówno te natury politycznej, ekonomicznej jak i te spowodowane kataklizmami naturalnymi. Jest to obszar o bardzo wysokiej aktywności sejsmicznej i wulkanicznej, więc często dochodzi tu do katastrof na tym polu, a o tsunami z 2004 roku, w którym zginęło ponad sto tysięcy Indonezyjczyków słyszał chyba każdy. Katastrofy te były wielokrotnie bardziej tragiczne w skutkach niż sytuacja obecna.
A co z biznesem?
Myślę, że podobnie jak wszędzie. Są skutki epidemii niemożliwe do obejścia. Izolacja ludności, wprowadzanie środków zapobiegawczych i zakazów zawsze będzie wiązać się z drastycznym spadkiem obrotów. Oczywiście najbardziej cierpią branże związane z turystyką, gastronomią i handlem, jednak rykoszetem dostaje cała gospodarka. Taki efekt domina. Ale tak jak wspomniałem wcześniej, trudno tu odczuć cokolwiek w rodzaju paniki, trochę jakby traktowali tą dla nas niecodzienną sytuację jako normalną kolej rzeczy, po której za jakiś czas wszystko odżyje.
Może to zabrzmi brutalnie, ale chcesz powiedzieć, że po prostu przyzwyczaili się do sytuacji kryzysowych?
Nie tyle przyzwyczaili, co po prostu są mentalnie przygotowani na ich przeżywanie i wiedzą, że każdy kryzys w końcu mija, a życie wraca do normy i toczy się dalej. Co więcej, kto sprytniejszy, wykorzystuje ten czas na odpowiednie przygotowanie się do okresu lepszej koniunktury, który zawsze przychodzi.
Rozumiem. Widać w tym sporą różnicę mentalności pomiędzy nami, Polakami, a mieszkańcami Indonezji.
Zdecydowanie. Różnimy się również samym podejściem do życia, zarówno tego osobistego jak i zawodowego. Oni dzięki swoim doświadczeniom wiedzą co to znaczy prawdziwy kryzys, my się dopiero teraz tego powoli uczymy. Nie osiadają na laurach, nie zamykają się w takiej swojej bezpiecznej „bańce”, tylko żyją tak, jakby problemy miały nadejść w każdej chwili, próbując patrzeć mocno do przodu by w razie trudności zapewnić bezpieczeństwo sobie i rodzinie. Takie podejście się sprawdza.
Co dokładnie masz na myśli?
Dosyć naturalnie przychodzi im dywersyfikacja swoich źródeł przychodu. Mimo pracy na etacie, bardzo duża część społeczeństwa prowadzi jakiś swój poboczny biznes, czy to stragan ze świeżymi produktami, mały lokal gastronomiczny lub przydrożny punkt usługowy. Mają do tego spore predyspozycje, między innymi kreatywność, otwarte umysły, umiejętność obserwacji ludzkich potrzeb. Bardzo szybko uczą się też języków w stopniu pozwalającym na bezproblemową komunikację. Jednak jako społeczeństwo nadal wiele aspektów, mówiąc potocznie „kuleje”, szczególnie jeśli chodzi o wydajność pracy, optymalizację wykorzystania mocy przerobowych, czy same standardy obsługi klienta, do których my – Europejczycy nie jesteśmy przyzwyczajeni i mogą nas irytować.
Kontynuuj proszę...
Mam na myśli wszechobecny nadmiar czasu, odrywanie się od pracy w celach towarzyskich, co przedłuża proces obsługi. Właściwa edukacja jest tym, co pozwoliłoby uwolnić i właściwie ukierunkować potencjał tych ludzi, bo wierzę, że Indonezja mogłaby być kolejnym z Azjatyckich Tygrysów z prawdziwego zdarzenia, nowoczesnym i gwałtownie rozwijającym się. Właśnie w tych celach edukacyjnych tu jestem, żeby pokazać choć części z nich jak mogą wykorzystać to co w nich najlepsze do uzyskiwania wymiernych korzyści.
Czyli to jest właśnie to miejsce dla rozwiązań samoobsługowych?
Właśnie do tego zmierzałem - obecnie samoobsługowe kioski można spotkać właściwie jedynie w McDonald’sach i KFC, są to rozwiązania ustandaryzowane i prawie bliźniaczo podobne do tych polskich. Jednak potencjał jest na dużo więcej. Automatyzacja wielu usług jest możliwa, a nawet potrzebna. Mogłaby zdecydowanie poprawić doświadczenie turystów, poprzez zwiększenie szybkości oraz jakości obsługi. Dodatkowo trzeba przyznać, że Indonezyjczycy są wręcz uzależnieni od technologii i gadżetów. Prawie każdy bez względu na status majątkowy ma przy sobie smartfona i powerbank. Więc i dla nich byłoby to świetne rozwiązanie.
Czy poznali już Selfmakera? Jak podoba im się nasza idea?
Poznają. Skala tej wiedzy rośnie z dnia na dzień. Na ten moment mogę powiedzieć, że są zachwyceni, zarówno możliwościami jakie dają nasze kioski, jak i samą jakością wykonania, lekkim i eleganckim designem. Potencjał jest dla nich jasny i widzą w tym przyszłość, są chętni na zainwestowanie swoich środków w sprzęt, aktywnie rozpowszechniają ideę #selfevolution, ale jednocześnie trochę się obawiają.
Obawiają?
Tak. Głównie tego, że automatyzacja zabierze im pracę, uniemożliwiając utrzymanie rodziny. To czego nie rozumieją, to fakt, że maszyny z powodzeniem przejmą te najbardziej uciążliwe i czasochłonne czynności, pozwalając im na zajęcie się innymi zadaniami, a w konsekwencji uzyskanie większej ilości czasu, który mogą poświęcić dla swoich najbliższych.
Dlatego właśnie potrzeba solidnych, dobrze funkcjonujących rozwiązań i odpowiedniej edukacji, wtedy rynek to przyjmie z otwartymi rękami.
Brzmi świetnie. Wygląda na to, że jesteś właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Jak oceniasz potencjał na rozwój marki SelfMaker na Indonezji?
A dziękuję, myślę, że nie zawiodę. Widząc entuzjazm miejscowych inwestorów, ale i ludności cywilnej plany są optymistyczne. Być może nawet na uruchomienie produkcji tutaj, na miejscu. Jednak droga do tego jest jeszcze długa a ja nie chcę zapeszać.
Wszyscy trzymamy kciuki za powodzenie tego przedsięwzięcia! Powiedz mi jeszcze na sam koniec: Tęsknisz za Polską? Za rodziną?
Odpowiedź jest oczywista – tęsknie bardzo, ale wiem po co tutaj przyjechałem, wiem jaki mam cel, dlatego jestem zmotywowany do intensywnej pracy, żeby wrócić do Polski kiedy wykonam tutaj swoje zadanie.
Dziękuję Ci za tą bardzo interesującą rozmowę, powodzenia!
Również dziękuję!
Rozmawiał: Mateusz Jarzombek

Mateusz Szumiński: marketer z wieloletnim doświadczeniem, a prywatnie kochający mąż i ojciec. Jego pasją są podróże, siatkówka i dobre jedzenie, szczególnie to pochodzące z dalekich krajów. Z zawodu spawacz, jednak dzięki swojemu optymizmowi i ekstrawertycznej osobowości zdecydowanie lepiej odnajduje się wśród ludzi, z którymi może budować relacje zarówno biznesowe jak i prywatne. Dla rozwoju SelfMaker wyjechał do Indonezji, aby tam szerzyć ideę #selfevolution.